PlayStation, iPhone, Galaxy, Kindle… w ostatnich kilkunastu latach te nazwy zawładnęły światem gadżetów i elektroniki. Droga do sukcesu jest jednak kręta i stroma, często wiedzie także przez bolesne, tak dla PR-u jak i budżetu, porażki. W rozwinięciu znajdziecie listę rzeczy, o których ich producenci chyba woleliby czym prędzej zapomnieć.
Sony Betamax
Pamiętacie jeszcze wielką wojnę formatów sprzed kilku lat? Swój zalążek miała w 2002 roku, gdy 9 firm, z Sony na czele, zaprezentowało światu plany stworzenia dysku optycznego nowej generacji. Blu-ray miał być zupełnie nową jakością, ale korporacje stojące za tą technologią nie mogły liczyć na to, że ich projekt tak po prostu zastąpi DVD, jak wcześniej to samo DVD zastąpiło standard CD. Toshiba i NEC wkrótce później pokazały alternatywne dla Blu-ray rozwiązanie, HD-DVD. Jeszcze w 2006 roku nie było jasne, kto ostatecznie wygra walkę o dominację, w końcu jednak Sony i spółka zatriumfowali. Tym razem. Bo 30 lat wcześniej, w analogicznej sytuacji, nie mieli już tyle szczęścia. Historia Betamax to jedna z największych porażek w historii japońskiej firmy. A to sporo znaczy, bo ostatnio Sony smak porażki zna aż za dobrze.
W drugiej połowie lat 70′ miała miejsce pierwsza prawdziwa walka formatów. Wówczas jednak wielkim przegranym było właśnie Sony ze swoimi odtwarzaczami Betamax. Starsi Maniacy VHS pamiętają z pewnością, jest też szansa, że i młodsze pokolenie kojarzy te kasety wideo. O Betamaksie natomiast zapomnieć zdążył już prawie cały świat. Format Sony zadebiutował w 1975 roku i wtedy mogło się jeszcze wydawać, że zdoła zdobyć serca konsumentów. Wkrótce potem jednak pojawił standard VHS, stworzony przez JVC. I potem z każdym kolejny rokiem sytuacja projektu Sony się pogarszała, nawet pomimo tego, że to ich rozwiązanie wspierały takie firmy, jak Toshiba, NEC i Pioneer. Do JVC dołączyły natomiast Panasonic, Mitsubishi, Hitachi i Sharp. VHS trzymał się dzielnie, choć złośliwi powiedzieliby, że raczej po prostu zgliszcza po nim długo się dopalały. Tak czy inaczej, w Ameryce ostatecznie zrezygnowano z niego w 1993 roku, a w Japonii, jego ojczyźnie, format ten wycofano dopiero w 2002.
Choć trzeba pamiętać, że samo Sony włączyło sprzęt VHS do swojej katalogu już w 1988 roku, niejako przyznając się do klęski. Przyczyny były liczne, sama „wojna” była zaś procesem długim i skomplikowanym. W pierwszej kolejności należy jednak wymienić cenę. Odtwarzacze VHS były znacznie prostsze, a co za tym idzie także tańsze w produkcji. Ponadto, choć obraz na kasetach JVC prezentował się gorzej, to oferowały dłuższy czas nagrywania. Co więcej, producenci nie mieli problemów ze zdobyciem licencji na sprzęt VHS, z Betą pod tym względem było znacznie gorzej. Krążą też mity o tym, że na kasetach promowanych przez JVC i spółkę znacznie powszechniejsza była pornografia i to zadecydowało. Zresztą, już w latach 80′ zdecydowanie więcej filmów (nie tylko dla dorosłych!) było dostępnych dla VHS i to był ostatni gwóźdź do trumny Betamaksa.
Apple Newton
Dla kogoś, kto działania Apple kojarzy tylko ze spektakularnych sukcesów tej firmy z XXI wieku może być zaskoczeniem fakt, że wśród wcześniejszych produktów firmy z Cupetino były też i takie dzieła, że na ich podstawie można by z powodzeniem napisać (wcale nie chudziutką!) książkę pod tytułem „jak po świetnym starcie stać się pośmiewiskiem Doliny Krzemowej?”. Doskonałym podsumowaniem kiepskich dla Jabłka lat 90′ i zarazem jedną z największych porażek w historii amerykańskiej korporacji jest Newton. Była to platforma przeznaczona dla urządzeń przenośnych typu PDA, które nigdy nie zdołały zawojować świata, a ich funkcje w końcu przejęły smartfony i nowoczesne tablety. Można właściwie powiedzieć, że na swój sposób to właśnie Newton był prekursorem tak chwalonego dziś iOS, choć jakościowo dzieli obydwa te systemy przepaść tak ogromna, że Steve Jobs słysząc takie słowa pewnie przewraca się w grobie.
John Sculley, którzy rządził w Apple od połowy lat 80′, chciał by znakiem pozostawionym przez niego na historii firmy był właśnie Newton. To się co prawda udało, ale zupełnie inaczej, niż wyobrażał to sobie sam Sculley. Główną bronią nowego systemu miała być obsługa ekranów dotykowych i rozpoznawanie pisma ręcznego., rozwiązanie zupełnie wówczas nowatorskie. W połączeniu z wygodnym interfejsem, łącznością z pocztą elektroniczną i biurowymi aplikacjami, z Newtona mógł być znakomity podręczny, elektroniczny organizer. Niestety, na początku lat 90′ już pierwsze urządzenia korzystające z tego systemu (a na ich zaprojektowanie i produkcję wydano fortunę!) rozwiały nadzieje na to, że coś z tego będzie.
Tablety, czy może raczej pre-tablety, były wielkie jak stodoła, rozpoznawanie tekstu działało koszmarnie, baterie trzymały żałośnie krótko, design był tragiczny, soft zabugowany… Newton był tak spektakularnie schrzanioną robotą, że konia z rzędem temu, kto wskazałby jakąś jego zaletę. Pierwszy model z tym oprogramowaniem, zaprezentowany w 1992 roku MessagePad, okazał się klęską, której cień padł na wszystkie kolejne urządzenia z Newtonem na pokładzie. Choć z czasem poprawiono oprogramowanie i wypuszczono kilka kolejnych sprzętów, nic to nie dało. Gdy Steve Jobs wrócił do firmy, w 1998 roku skreślił Newtona, tym samym odżegnując się od działań znienawidzonego Johna Sculleya.
Sega Dreamcast
Większość miłośników elektronicznej rozrywki pewnie zgodzi się z tym, że spektakularna porażka Dreamcasta to jeden z najsmutniejszych momentów w dziejach tego rynku. Bo choć skończyła fatalnie, to w świadomości wielu graczy to właśnie ta konsola pozostaje najlepszą w historii. Dziś aż ciężko uwierzyć w to, że platforma, na której ukazało się tyle wyśmienitych produkcji, mogła nie sprostać rynkowym wymaganiom i zostać wycofana z taśm produkcyjnych. W końcu to właśnie Dreamcast przyniósł nam takie hity jak choćby Soul Calibur, przy którym Tekken wyglądał jak biedny kuzyn z Białorusi, legendarne Shenmue, Resident Evil Code: Veronica… tak można by wymieniać dalej. Bo choć historia konsoli była bardzo krótka, to żaden jej posiadacz z pewnością nie mógł narzekać na bazę gier.
Sega fatalnie zniosła wkroczenie Sony do świata konsol. Saturn nie był w stanie nawiązać równej walki nawet z Nintendo 64, nie mówiąc już o PlayStation, które w drugiej połowie lat 90′ dzieliło i rządziło. Zmienić to miał właśnie Dreamcast. Japońska firma postanowiła uprzedzić konkurentów i swoją konsolę szóstej generacji wypuściła na lokalnym rynku już w 1998 roku, reszta świata natomiast dostała ten sprzęt rok później. Ani to, ani całkiem sporo naprawdę znakomitych gier nie pozwoliły Dreamcastowi zdobyć wystarczająco silnej pozycji, by utrzymać się na rynku.
Sega już wtedy borykała się z kłopotami finansowymi, a po porażce Saturna na rynku amerykańskim nie mogła liczyć na fanów w Stanach Zjednoczonych. Brak wsparcia ze strony Electronic Arts również japońskiej firmie nie pomagał. Z tym jednak Sega poradziła sobie całkiem przyzwoicie i początkowa sprzedaż konsoli była dość wysoka. U progu nowego stulecia pojawił się jednak kolos, który zdeptał Dreamacasta i nie pozostawił po nim nawet śladu. PlayStation 2 okazało się jeszcze większym sukcesem od swojego poprzednika i nie pozostawiło konkurencji żadnych złudzeń. Pogrążona w długach Sega już na wiosnę 2001 roku wycofała swoją ostatnią konsolę z produkcji.
Nokia N-Gage
Dzisiaj fakt, że smartfony konkurują z handheldami jako przenośny sprzęt do gier (i to całkiem skutecznie, patrząc po dotychczasowych osiągnięciach Nintendo 3DS i PS Vita) nikogo nie dziwi. Tak Android, jak i iOS okazały się całkiem przystępnymi rozwiązaniami dla ManiaKów elektronicznej rozrywki w kieszonkowym wydaniu. Zrobienie telefonu, który z powodzeniem mógłby stawać w szranki z małymi konsolami to jednak spore wyzwanie, o czym niegdyś przekonała się Nokia. Było to jeszcze na długo przed tym, jak przeniesienie rynkowego środka ciężkości w stronę smartfonów zaprowadziło fiński koncern prostą ścieżką na skraj kryzysu i na długo przed tym, jak dla Stephena Elopa, który miał firmę ratować, zaczęto szykować rakietę, mającą dyscyplinarnie wywalić go na orbitę.
W 2003 roku zadebiutował N-Gage. Na rynku handheldów od początku wieku bezsprzecznie rządził wtedy Game Boy Advance. Poprzednie 10 lat też należało do Nintendo, za sprawą dwóch wcześniejszych wersji Game Boya. Nokia uznała, że jest w stanie zachwiać ugruntowaną pozycją Wielkiego N poprzez wprowadzenie do sklepów konsolofonu. Sam pomysł może się wydawać całkiem niezły – N-Gage mógł być przecież prawdziwą rewolucją, biorąc pod uwagę to, że jeszcze wcale niedługo przed jego premierą największym hitem na telefonach komórkowych był Snake 2. Niestety, w ślad za pomysłem nie poszło wykonanie.
Przyczyn porażki tego sprzętu w pierwszej kolejności należy szukać w tym, że był po prostu beznadziejny. Nie sprawdzał się ani jako telefon, ani jako konsola do gier. Niewygodne przyciski, ekran nie dość, że malutki, to wyższy niż szerszy, dziwne umiejscowienie głośnika. Lepiej było mieć Game Boya i poczciwą Nokię 3310. I nie wychodziło to nawet drożej – GBA w wersji SP, która również debiutowała w 2003 roku, kosztował 99 dolarów. N-Gage natomiast… 299. Dodajmy do tego niewielką ilość gier, jeszcze mniejszą ilość dobrych gier oraz rychłą premierę Nintendo DS i PSP – tak rysuje się obraz kompletnej klęski na każdym froncie. Nokia próbowała jeszcze ratować sytuację ulepszonym modelem N-Gage QD, ale nic z tego nie wyszło. Pod koniec 2005 roku na świecie sprzedało się zaledwie 2 miliony egzemplarzy. Zrezygnowano z dalszego rozwoju projektu konsolofonu. W 2008 roku spróbowano wskrzesić N-Gage jako w cyfrową platformę z grami na komórki, ale i ten pomysł nie wypalił. Porzucono go więc już rok później.
Microsoft Zune
XX wiek miał swojego Walkmana, XXI natomiast ma iPoda. Malutkie urządzenie, wprowadzone przez Apple na początku minionej dekady po niełatwym początku okazało się wielkim hitem. Nazwa iPod stała się synonimem przenośnego odtwarzacza multimedialnego. Microsoftowi się to nie podobało, a jako, że firma Steve’a Ballmera była na etapie rozszerzania swojej działalności, postanowiła coś z tym zrobić. Gigantowi z Redmond mało było rządzenia tylko na polu systemów operacyjnych, a wieczne kojarzenie z Windowsem też nie brzmi jak szczyt satysfakcji. Wśród konsol do gier Xbox dzielnie walczył z PlayStation, w końcu przyszedł więc też czas na odtwarzacze multimedialne. Odpowiedzią na sukces iPoda miało być Zune, ale na ambitnych planach się skończyło. PMP Microsoftu przeszedł bez echa i nigdy nawet nie nawiązał poważnej walki ze sprzętem od Apple.
Zune wcale nie było złym urządzeniem. Ba, wręcz przeciwnie, od strony technicznej kolejne modele, od premierowego Zune 30, do ostatniego Zune HD były bardzo chwalone. Znakomicie radziły sobie z multimediami każdego rodzaju: audio, wideo czy foto, wszystko działało elegancko. Interfejs był prosty w obsłudze i przejrzysty. System subskrypcji Zune Pass sprawdzał się znakomicie i mógł być bardzo ciekawą alternatywą dla iTunes. W końcu Zune włączono także do ekosystemu Microsoftu, integrując odtwarzacz z multimedialnymi usługami dostępnymi przez Xboksa 360. Co więcej, Zune HD w momencie premiery był 30 dolarów tańszy od iPoda Touch. Tylko co z tego, skoro gigant z Redmond ze swoją ofertą przyszedł tak późno?
Pierwszy model Zune wchodził na rynek pod koniec 2006 roku. Wtedy nie było już szans, żeby stawić czoła rozpędzonemu iPodowi. 2003, może 2004 rok – to był ostatni dzwonek, by spróbować podnieść rękawicę rzuconą przez Apple. 2 lata później było już pozamiatane, iPod dysponował 100-milionową bazą użytkowników, stał się marką utożsamianą z odtwarzaczami multimedialnymi w ogóle, iTunes rządziło światem cyfrowej dystrybucji. Apple z łatwością pogoniło Microsoft. Chyba jeszcze łatwiej niż Sony ze swoim PlayStation zmiotło Segę, choć Zune dogorywało dłużej od Dreamcasta. Firma z Redmond ostatecznie zrezygnowała z dalszych prób zawojowania rynku PMP w październiku ubiegłego roku. Zune nigdy nawet nie przekroczyło Oceanu – oficjalnej premiery doczekało się tylko w Stanach i Kanadzie.
Ambi zdecydowanie nie jest niewypałem. Wbrez pozorom to nie służy tylko ubarwieniu sobie ściany. Również wybrałem Philipsa ze względu na ambi.
Ambilight w philipsach jest genialny. Szczerze mówiąc głównie dlatego zdecydowałem się na ich tv.
Jako starszy Gsmmaniak dorzucę tutaj, że może u ludzi w domach Betamax faktycznie nie występował, za to w stacjach TV jeszcze bardzo długo był standardem emisyjnym i generalnie był rozpoznawany przez profesjonalistów jako standard telewizyjny a VHS był standardem domowym…
Podobnie jak ambilight w telewizorach philipsa. na początku wiele ludzi twierdzilo, ze to zbedny gadzet, teraz nawet niektorzy mowia ze to hipsterski telewizor a prawda jest taka ze kazdy kto posmakuje tego wynalazku potem leci do sklepu i prosi o taki sam. 🙂
Zgadzam się ze zdaniem @michcho o odtwarzaczu Zune.
Nie dość, że nie był nigdzie widzialny
(nawet oprogramowanie Zune zainstalowałem dopiero po kupieniu telefonu z WP7),
nie było o nim żadnych wiadomości,
nikt o nim nie słyszał,
to jeszcze jak ktoś w chciał wreszcie zakupić Zune w Polsce okazywało się, że:
1. Trzeba go sprowadzić z AMeryki (czyli cena+podatki)
2. Nie działa żadna usługa systemu Zune (na co ci odtwarzacz skoro i tak nie masz jakim sposobem kupić utworu, wideo, itd.)
Nie chodzi o to, że Zune wyszedł za późno. Chodzi o to, że w żaden sposób nie był promowany. Dlatego Microsoft naprawia błędy i nawet w lodówce możemy zobaczyć reklamy Lumii czy WP, co jest trochę denerwujące. Zune to było świetne urządzenie, szkoda, że w Polsce go nie można było nawet dostać ;/
dla mnie to co napisali to totalna bzdura telefon był może i duży ale wygodny, jak na tamte czasy wyświetlacz był standardowej wielkości a gry ? gry były całkiem sympatyczne. jak na tamte czasy ten telefon był wypas miał wszystko prócz aparatu ale to akurat w tym modelu było zbędne 🙂 jeśli mam być szczery to wolałem dużo bardziej N-gage od game boya 🙂 a ostatnio nawet myślałem o kupnie takiego sprzętu 🙂
A mnie się n gage podobało. Miała świetne gry, bardzo przyjemnego w użytkowaniu softa i wytrzymała obudowę. Tylko same dzwonienie z niego było dziwne. Jak raz go wyciągnąłem na rynku w mieście i zamiast (jak w normalnym telefonie) przyłożyć do ucha ze strony ekranu, przyłożyłem kant, to patrzyli się na mnie jak na idiote który niewie do czego służy telefon.